03 lipca 2019

BALI - WULKAN BATUR, WIOSKA TRUNYAN I MAKABRYCZNY RYTUAŁ


Są takie miejsca na świecie, o których nawet nie zdajemy sobie sprawy. Są ludzie, którzy żyją w swoich małych, autonomicznych społecznościach i często reszta świata nie jest im do niczego potrzebna. Żyją sami ze sobą, praktykują znane jedynie im rytuały i wydają się szczęśliwi. Kocham odwiedzać takie miejsca i to właśnie stanowi dla mnie sens podróży. Kiedy zobaczyłam typową wioskę Majów w Meksyku narobiłam sobie apetytu na więcej. To właśnie w takich miejscach jestem w stanie zobaczyć prawdziwe życie ludzi kraju, do którego dotarłam. Podczas mojej wizyty na Bali odwiedziłam wioskę, w której mieszka jedynie 3 tysiące ludzi, a ich zwyczaje mogą zbulwersować bardzo dużo osób. 


 WIOSKA U PODNÓŻA WULKANU 

Zaciekawiłam Cię ostatnim zdaniem? Pewnie tak, ale o tych mrożących krew w żyłach rytuałach opowiem za chwilę. Miejsce, o którym mowa to wioska Trunyan, która leży w prowincji Kintamani czyli jednej z najbardziej malowniczych części Bali. Wioska położona jest nad jeziorem Batur, u podnóża wulkanu o tej samej nazwie, a jej ludność stanowi najstarszy lud na wyspie - autochtoni Bali Aga. Aby dojechać do tej liczącej 3 tysiące osób społeczności należy pokonać długą, kręta i niejednokrotnie bardzo stromą drogę położoną przy samym brzegu jeziora. Czasami, kiedy poziom wody w jeziorze się podnosi droga jest zalewana, a dotarcie do wioski staje się niemożliwe. Przez to, że droga nie należy do najłatwiejszych wioska nie jest tłumnie odwiedzana przez turystów. Często przewodnicy i wynajęci kierowcy nie chcą dojeżdżać do wioski, bo pokonanie tej drogi nie jest dla nich opłacalne. Na końcu tego wpisu znajdziesz namiar na osobę, która z pewnością Cię tam zabierze. 



Mimo, że trasa nie należy do najłatwiejszych, to widoki, które będzie Ci dane zobaczyć w drodze do wioski zrekompensują wszystko. Jeśli będzie sprzyjać Ci szczęście i dopisze pogoda wulkan będzie niesamowicie odbijał się w tafli jeziora tworząc swojego odwróconego brata bliźniaka. Może uda Ci się dostrzec kobiety i dzieci myjące się w jeziorze. Może trafisz na grupy kobiet, które akurat w tym czasie będą robić pranie. To wszystko sprawi, że na chwilę przeniesiesz się do zupełnie innego świata, niż ten w którym żyjesz. Niesamowite przeżycie.


JAK ONI ŻYJĄ

Mieszkańcy wioski nie asymilują się z ludźmi z zewnątrz, dlatego ich rytuały przetrwały do dziś. Żyją swoim własnym rytmem, ale to, że nie dopuszczają do siebie ludzi z zewnątrz sprawia, że 'kiszą się w swoim własnym sosie'. To powoduje, że jest w śród nich bardzo dużo związków kazirodczych czego skutkiem jest duża ilość osób chorych i niepełnosprawnych. Ale spokojnie! Nie jest to wioska jak z horroru, dlatego nie masz się o co martwić. Nikt Cię nie zaatakuje, ani nie będzie czyhał na Twoje życie. Mieszkańcy wioski nie należą do ludzi wykształconych. Poziom edukacji w tym miejscu jest bardzo niski, dlatego nie licz na długie i interesujące rozmowy z mieszkańcami. 

Z reguły mieszkańcy wioski zajęci są swoimi sprawunkami i nie kręcą się licznie po okolicy. Dopisało nam szczęście, bo kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że mieszkańcy obchodzili urodziny świątyni i szykowali się do pogrzebu, który miał odbyć się następnego dnia. Główny plac w wiosce był zapełniony przez bawiące się dzieci, kobiety przygotowujące dary i mężczyzn grających na różnych instrumentach. Wioska przyjęła nas z otwartymi ramionami i pokazała jak jej życie wygląda w ważne dla mieszkańców dni.


MAKABRYCZNY RYTUAŁ 

No i dotarliśmy do punktu, na który na pewno bardzo Cię ciekawi. Pewnie już od pierwszych słów tego posta zastanawiasz się, co tak makabrycznego mogą robić mieszkańcy tej wioski. Nie martw się - nie zabijają się, nie składają siebie w ofierze, ani się nawzajem nie jedzą. Rozczarowałam Cię? Jeśli tak to przykro mi, ale do wioski pełnej kanibali raczej bym się nie wybrała. Nie mniej jednak odprawiany przez nich rytuał jest na tyle ciekawy, że warto przyjrzeć mu się bliżej.


Aby zrozumieć o co chodzi w rytuale musisz najpierw zrozumieć kilka kwestii. W wiosce Trunyan znajdują się 3 cmentarze - Sema Bantas, Sema Muda i Sema Wayha. Pierwszy z nich przeznaczony jest do pochówku osób, które popełniły samobójstwo, zostały zamordowane, były niepełnosprawne czy zginęły wypadku. Taki cmentarz wyklętych. Na drugim chowane są dzieci lub nastolatkowie, którzy z powodu wczesnej śmierci nie zdążyli zawrzeć związków małżeńskich (musisz wiedzieć, że na Bali kwestia zaślubin jest bardzo ważna, ale o tym napiszę w innym poście). Ostatni z cmentarzy to ten, na którym odbywa się makabryczny rytuał, o którym wspomniałam na początku posta. Nadal jesteś ciekawy?

Cmentarz Sema Wayha jest niesamowity, a dostać się na niego można jedynie łódką. Niestety nie udało mi się do niego dotrzeć, bo chętnych było mało, a zgodnie ze znaną wszystkim zasadą - im mniej chętnych tym bilety droższe. Mieszkańcy wioski zrobili sobie z cmentarza atrakcję turystyczną i żeby do niego dopłynąć musisz zapłacić. Nie powiem Ci jaki jest dokładny koszt dopłynięcia na cmentarz, bo za każdym razem się zmienia, a dodatkowo zależny jest od ilości osób, które chcą płynąć.

Dlaczego cmentarz jest tak szczególny? Bo to miejsce, na którym ludzie nie są grzebani pod ziemią.  Tak, dobrze czytasz - nie są grzebani pod ziemią. Ciała układane są w bambusowych namiotach pod świętym drzewem Taru Menyan (ma ok. 1000 lat). Dlatego jeśli wybierzesz się na ten cmentarz w wiosce Trunyan przygotuj się na drastyczne widoki. Zobaczysz mnóstwo ludzkich ciał w różnym stadium rozkładu, które nie są niczym przykryte. Pewnie rodzi Ci się w głowie pytanie - co z nieprzyjemnym zapachem rozkładającego się ciała? Nie ma żadnego zapachu, a wszystko za sprawą liści kadzidłowca - wspomnianego drzewa Taru Menyan, które rośnie na cmentarzu i pochłania nieprzyjemny fetor. Co ciekawe czaszki, które po rozkładzie ciała pozostają na cmentarzu zostają ułożone na po moście, przy którym cumują przyoływające łódki., Dlatego nie dziw się, kiedy zobaczysz stos czaszek po dopłynięciu na miejsce.

Cmentarz uznawany jest za miejsce magiczne, dlatego panują na nim ściśle określone zasady. Po pierwsze i najważniejsze nie ma na niego wstępu żadna kobieta ponieważ wejście na teren cmentarza może spowodować ściągnięcie złych duchów na rodzinę kobiety. Po drugie na cmentarzu należy zachowywać się niesamowicie poważnie i zachować absolutną ciszę. Zasady te dotyczą jedynie mieszkańców wioski i nie mają zastosowania w przypadku turystów. Każdy, kto ma ochotę odwiedzić to miejsce i jest w stanie zapłacić za przepłyniecie może odwiedzić cmentarz i żadna klątwa nie będzie nad nim ciążyć.

To miejsce zrobiło nam mnie chyba największe wrażenie że wszystkich, które zobaczyłam. Widziałam wiele pięknych miejsc takich jak np. Tarasy ryżowe, nad którymi mogłabym zachwycać się godzinami, ale wioska Trunyan ma w sobie coś czego nie miało żadne inne miejsce. To prawdziwa wioska, prawdziwych Balijczyków z tradycyjną zabudową i wierzeniami, które ciężko odnaleźć gdziekolwiek indziej. To miejsce, które naprawdę warto umieścić na swojej liście #MustSee na Bali, bo pozostanie Twojej pamięci już na zawsze.

Zgodnie z obietnicą daję Wam namiar na osobę, która była naszym kierowcą i zarazem towarzyszem podróży! Michał od 4 lat mieszka na Bali i zna je jak własną kieszeń. Jest bardzo pomocny więc jeśli wybieracie się na Bali i szukacie kogoś, kto po polsku pokaże Wam prawdziwe oblicze tej wyspy koniecznie się z Nim skontaktujcie. Znajdziecie Go na instagramie - Jego nick to @survivormms. To właśnie dzięki Niemu zobaczyliśmy i dowiedzieliśmy się tyle podczas naszego pobytu na Bali. 





1 komentarz:

  1. Piękne zdjęcia! Czym robione? Zaintrygowałaś mnie tym cmentarzem i wioską, nigdy o niej nie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń

KOKORINOO dziękuje i pozdrawia !