05 października 2017

CHORWACJA: ZATOKA UMARŁYCH HOTELI

Po 5 godzinnej podróży samochodem (niby dużym, ale miejsca wciąż za mało) prawie dotarliśmy do celu. Suniemy krętą drogą, na której wzmożony ruch skutecznie uniemożliwia wciśnięcie gazu w podłogę. Nawet nam to nie przeszkadza, bo widok, który rozpościera się w dolinie zapiera dech w piersiach. Niebieska woda, czerwone dachy domów i gigantyczne statki pasażerskie robią na mnie ogromne wrażenie. Chciałabym się zatrzymać, chciałabym móc delektować się widokiem Dubrownika jak najdłużej, ale nie mamy na to teraz czasu. Dubrownik odwiedzimy później i teraz już wiem, że zobaczę go tylko z poziomu chodnika. Takie życie. Jedziemy dalej, a średnio przyjemny głos pani z nawigacji informuje nas, że za 10 km dotrzemy do celu.

Jesteśmy coraz bliżej i chyba jako jedyna jestem w takiej euforii. Wydaje mi się, że towarzysze mojej podróży nie podzielają mojego entuzjazmu, ale tak naprawdę nie zdają sobie sprawy co na nich czeka. Mijamy tabliczkę informującą nas, że wjechaliśmy do KUPARI, a moje serce bije coraz mocniej. Wiem, że może wydawać Ci się to dziwne, ale ja kocham takie miejsca i czekałam, aby je zobaczyć odkąd tylko się dowiedziałam o jego istnieniu.

Już z daleka dostrzegam opuszczony i zniszczony budynek, który jest dopiero przedsmakiem tego, co czeka na mnie w środku. Przy bramie wjazdowej zauważamy policjanta, który zatrzymał jadący przed nami samochód. Wiedziałam.... wiedziałam, że tak po prostu tu nie wejdziemy. To byłoby za piękne. Spuszczam wzrok, pluję sobie w brodę, że tym razem się nie udało i zastanawiam się, kto pierwszy rzuci we mnie kamieniem. Przecież zmarnowałam całe 15 minut, a przy tak napiętym grafiku jest no wprost niedopuszczalne. Ku mojemu zdziwieniu policjant macha ręką i mówi żebyśmy jechali dalej. W tym momencie dociera do mnie, że ZATOKA UMARŁYCH HOTELI staje przede mną otworem.

Zatrzymujemy się na parkingu, wysiadam z auta i nie mogę przestać się gapić. Od zawsze kochałam takie miejsca, a szwendanie się za małolata po opuszczonych budynkach kolejowych sprawiało mi ogromną frajdę (sorry mamo!). Otwieram bagażnik wyciągam aparat i ruszam obejrzeć to, co pozostawiła po sobie jugosłowiańska wojna domowa.

Ale najpierw zdjęcie na dachu samochodu (chłopaki zawsze o takim marzyli).


Pewnie nie masz pojęcia gdzie Cię zabrałam i zastanawiasz się po co w ogóle tu przyjechałam. Nie mam Ci tego za złe, dlatego na wstępie napisze Ci kilka słów o miejscu, w którym się znaleźliśmy. Jesteśmy 10 kilometrów od Dubrownika, w miejscowości Kupari, nad zatoką Župy Dubrovačkiej gdzie jeszcze 20 lat temu tętniło życie, a wszystkie pokoje hotelowe były wypełnione po brzegi roześmianymi gośćmi. Restauracyjne kuchnie nie nadążały z wydawaniem zamówień, sprzątaczki przeklinały pod nosem zachowanie gości hotelowych, a recepcjonistę bolały policzki od uśmiechania się do nowo przybyłych. To wszystko działo się jeszcze jakiś czas temu. 


Kompleks hotelowy w miejscowości Kupari został wybudowany za ponad miliard dolarów dla oficerów Armii Jugosłowiańskiej i najwyższych jugosłowiańskich oficjeli. I teraz wyobraź sobie, że ci ludzie opalają się beztrosko na leżakach, delektują smakiem drinków z palemką przygotowanych przez specjalnie dla nich zatrudnionych barmanów i przyglądają się jak ich dzieci bawią się nad brzegiem morza. Są na wakacjach, odpoczywają, łapią chwilę. Są radośni bo jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, co niedługo ich czeka. Już sobie to zobrazowałeś? To teraz wyobraź sobie gigantyczne okręty, ogromny huk i wielkie dziury w hotelowych ścianach. Krzyki ludzi, poprzewracane leżaki, na których dopiero co towarzystwo beztrosko popijało drinki i porozrzucane dookoła rzeczy plażowiczów. Dobrze myślisz, właśnie rozpoczęła się wojna.

Ale wróćmy do teraźniejszości. Dzisiaj hotele stoją opuszczone i jak widzisz nikt ich specjalnie nie pilnuje. Nawet nie musieliśmy przeciskać się przez dziurę w płocie. Trochę się zawiodłam, bo nie było dreszczyku emocji, na który tak bardzo czekałam. Brama po prostu stoi otworem i zachęca abyś ją przekroczył.  Zrób to, nie wahaj się. Nie będziesz żałować. 

Prawie z wypiekami na twarzy spacerowałam po hotelach i zachwycałam się tym, co po nich pozostało. Nie wiem czy słowo "zachwyt" jest w tych okolicznościach odpowiednie, ale już Wam mówiłam, że takie miejsca bardzo mnie kręcą. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze nigdy nie byłam tak blisko wojny i to, że minęło od niej już ponad 20 lat nie miało najmniejszego znaczenia. Widok zbombardowanych pokoi sprawiał wrażenie jakby to wszystko wydarzyło się przed chwilą. Tylko ludzie opalający się na plaży i śmiech innych zwiedzających umarłe od lat hotele powodowały, że panująca tam atmosfera ulatniała się niczym powietrze z balona. Żałuję tylko, że nie miałam na tyle dużo czasu, żeby zajrzeć w każdy zakamarek tego miejsca. Udało mi się wejść tylko do trzech z sześciu hoteli i teraz kiedy patrzę na te zdjęcia wiem, że będę musiała tam wrócić. 



Jeśli wybierasz się do Chorwacji koniecznie wybierz się do Zatoki Umarłych Hoteli. Tylko pamiętaj, aby zarezerwować sobie więcej czasu, bo teren po którym możesz chodzić jest ogromny. Weź ze sobą kostium kąpielowy i ręcznik i po obejrzeniu tego, co pozostawiła wojna, wykąp się w lazurowej wodzie i pomyśl jak to wszystko wyglądało przed wojną. 


3 komentarze:

KOKORINOO dziękuje i pozdrawia !