Czy bycie doskonałą
panią domu jest naszym obowiązkiem? Czy ‘kura domowa’ to
etykietka przyczepiana do większości kobiet? Czy gotowanie,
prasowanie, sprzątanie, zmywanie, odkurzanie [mogłabym tak w
nieskończoność] są zarezerwowane tylko dla nas? Dlaczego to na
naszych barkach spoczywają wszystkie brudne garnki, majtki,
skarpetki i niewyprasowane koszule? Dlaczego kiedy kobieta nie
odkurzy w mieszkaniu to facet nawet o tym nie pomyśli? Dlaczego
schowanie suchych naczyń czy garnków do szafek po ich umyciu to dla
mężczyzny abstrakcja? Zrobiłam reaserch wśród moich koleżanek i
wiem, że tego typu problemy ma właściwie każda z nas, która
mieszka z mężczyzną i prowadzi swoje własne gospodarstwo domowe.
Uważam, że nie wynika to wcale z chęci zrobienia nam – kobietom
na złość, tylko z tego, że mężczyźni myślą zupełnie innymi
kategoriami i mają zupełnie inne priorytety. To, co dla Ciebie jest
bałaganem, dla faceta wcale nie musi nim być. Po wielu dyskusjach z
innymi kobietami, po przeanalizowaniu zachowań damskich i męskich
dochodzę do wniosku, że kluczem do sukcesu jest rozmowa i jasne
precyzowanie wszystkiego, co siedzi nam głowach. Wszystko da się
poukładać w taki sposób, aby jednej i drugiej stronie było po
prostu przyjemnie.
Abstrahując od podziałów
dotyczących sprzątania mieszkań, śpieszę Wam z nowiną - LUBIĘ
SPRZĄTAĆ I DBAĆ O SWOJE MIESZKANIE. Muszę się Wam przyznać
tylko do jednego. Z pewnością jestem stworzona do wyższych celów
niż… No właśnie, kiedy wszystkie prace w moim mieszkaniu
dobiegają końca, kiedy odkurzacz leży na swoim miejscu, na moich
rękach nie ma już rękawiczek, a wszystkie detergenty schowane są
w szafce przychodzi ten straszny moment, który zawsze staram się
odsunąć jak najdalej w czasie. PRASOWANIE [brr, ciarki przechodzą
mi na samą myśl], w pocie czoła, wszelkich rzeczy z
nieprzekreślonym żelazkiem na metce jest dla mnie udręką.
Marnowanie dwóch cennych godzin na uprasowanie tego szatańskiego
wymysłu jakim są KOSZULE, to dla mnie coś więcej niż strata
czasu. Nie znoszę wagi żelazka i tego, że ręka boli mnie już po
pięciu minutach prasowania. Nie znoszę zakamarków koszul, w które
ciężko się dostać, nie znoszę prasowania rękawów [sic!] – po
prostu nie znoszę prasować koszul. Czy męskie, czy damskie – bez
znaczenia. N I E Z N O S Z Ę !
Dlatego z pomocą
przyszła mi maszyna, którą pan kurier nazwał odkurzaczem. Może i
wygląda jak odkurzacz, ale jej zastosowanie jest o niebo lepsze.
Prasowacz parowy STEAMASTER, to urządzenie, które zmieniło moje
podejście do prasowania. I to nie tylko koszul. Odkąd posiadam
‘parowego stwora’ wszystko wydaje się łatwiejsze, choć
przyznam, że trzymanie w ręku przez dłuższy czas węża z
końcówką prasującą to niezłe ćwiczenie mięśni. Jedyne, co delikatnie mi przeszkadza to rytuał przygotowania maszyny do działania, który zajmuje trochę czasu. Nie mniej jednak ze zwykłym żelazkiem znajomość zakończona!
ZDJĘCIA MACIEK SZABLIŃSKI
Świetne, funkcjonalne urządzenie. Takie też i mi by się przydało.
OdpowiedzUsuńWow, to urządzenie może poprawić jakość mojej garderoby. Niestety nie jestem mistrzem żelazka...:)
OdpowiedzUsuńKoszule i spódnice prasuje świetnie.
OdpowiedzUsuńA u mnie nadal najlepiej prasuje MAMA :)
OdpowiedzUsuńWymyślają tyle nowinek, ale to tylko ułatwia życie! Całuję! :* ;)
OdpowiedzUsuńSuper foto kwiatów na blaszanej podstawce
OdpowiedzUsuńA jak z jakoscia prasowania, ok? Wyglada fajnie.
OdpowiedzUsuń