29 marca 2016

STREET STYLE: BIEL I CZERŃ


„Święta, Święta i po Świętach”. Zleciało jak z bicza strzelił, ale każdy wie, że wszystko co dobre szybko się kończy. Kocham Święta zarówno te Wielkanocne jak i Bożego Narodzenia, bo towarzyszy im wręcz fenomenalna otoczka. Otoczka, która poza tą magiczną, odnoszącą się głównie do Bożego Narodzenia, stanowi kwintesencję polskich Świąt. Zaczyna się od przedświątecznej gorączki obejmującej atak na wszelkie możliwe sklepy spożywcze i kupowanie wszystkiego, co nam wpadnie w ręce. Niczego nie może zabraknąć, dlatego pięć bochenków chleba, sześć wielkich słoików majonezu i całe kosze jajek są obowiązkowe. Kiedy zakupy już zrobione, kiedy kuchenne szafki się  nie domykają, a lodówka pęka w szwach (ku uciesze gospodyń domowych - jest druga, większa… na balkonie) przychodzi czas na przedświąteczne porządki. Z racji tego, że kocham sprzątać (sic!) jest to mój ulubiony temat. Zaczynamy od wycierania kurzu ze wszelkich możliwych zakamarków domu, mycia podłóg, trzepania dywanów, prania firan i miliona innych rzeczy, których nie robiliśmy od dawien dawna, aby przejść do najważniejszego przedświątecznego rytuału czyli mycia okien. Wszystko to oczywiście dla Jezusa - KLIK. Kiedy wszystkie te czynności zakończą się pozytywnie, kiedy uzyskają akceptację z samej góry (czytaj od mamy i babci) przychodzi w końcu upragniony przez wszystkich moment. Magiczny stoliczek nakrywa się i paradoksalnie przez bite trzy dni nic z niego nie ubywa. Potem jeszcze długo po Świętach lodówki zapełnione są wielkanocnymi potrawami, a już po paru dniach od Świąt o sałatce warzywnej nie możemy myśleć. Ale jeśli jej nie zjemy, nie mamy prawa nazywać się Polakami. Ot, co! Kiedy już sumienie nie pozawala nam sięgnąć po kolejną miskę żurku, kiedy nasze wewnętrzne "ja" krzyczy, że jeszcze jedno zjedzone jajko sprawi, że nie będziesz mógł się ruszać, w końcu, w spokoju zalegamy na kanapie. I tak nie możemy się ruszać, a to jeszcze jedno jajko nic by w tym przypadku, krytycznym przypadku, nie zmieniło. No nic, przynajmniej mamy czyste sumienie. Kiedy zaleganie na kanapie już nam się znudzi, wracamy do stołu, gdzie niewinne rozmowy przy kawałku pysznego, babcinego ciasta przeradzają się w polityczne kłótnie. Standard, to już taka polska tradycja. Kiedy wszystkie z tych punktów zostaną odhaczone wreszcie przychodzi czas na błogie lenistwo, okraszone kolejnym kawałkiem mazurka lub jeszcze jedną porcją ukochanej, warzywnej sałatki. Wszystko to w towarzystwie uśmiechniętych buź (poza tradycyjnymi kłótniami) i pięknej pogody za oknem. Czego chcieć więcej? Może Świąt trwających tydzień?


Wiadome jest, że na niedzielny obiad, (kończący się, o ile pogoda, dopisze obowiązkowo spacerem w Łazienkach), nie można ubrać się byle jak. Obcas, krótka spódnica, niejednokrotnie kapelusz chroniący przed jakże gorącymi promieniami słońca. Postanowiłam nie być gorsza i dzisiaj zaprezentuję mam mój niedzielno-obiadowy zestaw. Chciałoby się krzyknąć ALLELUJA! Spacerowy zestaw jednakże wyglądał nieco inaczej - KLIK. I przyznam szczerze, że przechadzając się w trampkach po Łazienkach (w otoczeniu Pań ganiających w szpilkach za swoimi pociechami) czułam się rewelacyjnie!

Do następnego. Paulina



torebka, spódnica i bluzka | bag, skirt & blouse | MONASHE
futerko | faux fur | ATMOSPHERE
buty | shoes | DEE ZEE


4 komentarze:

  1. wow wyglądasz cudownie:) śliczne masz futerko:)

    http://fashionmakeup-czarnulaxyz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Baaardzo mi się podoba Twoja stylizacja ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie wyglądasz. Sceneria jak zwykle w punkt. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń

KOKORINOO dziękuje i pozdrawia !