10 listopada 2015

#POLECAM: CAMILLA LÄCKBERG



Zdążyliście mnie już trochę poznać, w każdym poście daję Wam trochę siebie, dlatego z pewnością wiecie, że poza herbatą, latem i Warszawą uwielbiam też książki. Czytam w każdej wolnej chwili, pochłaniam kolejne tytuły niczym wielki smok i ciągle mi mało.  Jestem zdecydowanie uzależniona od kryminałów i cieszę się, że właśnie takie – pozytywne – uzależnienie mnie dopadło. Każda książka to nowa historia, nowy świat, w który wchodzę całą sobą, świat, który pochłania mnie całkowicie. Uwielbiam czytać, uwielbiam rozbudzać moją wyobraźnie i przez to ćwiczyć umysł. Prawie zawsze w połowie książki [czasami już na początku] zgaduję jej zakończenie i na końcu sprawdzam czy mi się udało. To uczy analitycznego myślenia i rozwija nasze umiejętności wyciągania wniosków. Ponadto czytanie rozwija naszą wyobraźnię, poprawia pamięć i wzbogaca nasze słownictwo. Konkluzja nasuwa się sama – CZYTANIE TO SAMO ZDROWIE J

Zawsze najpierw czytam książkę, dopiero później oglądam ewentualne adaptacje filmowe, albo na dużym ekranie w kinie, albo na  mniejszym w moim domu. No dobra – muszę przyznać, że ten domowy wcale nie jest taki mały – przecież nie ma nic lepszego niż ulubiony mecz [sic!] na dużym ekranie – takie są uroki posiadania w domu największego na świecie fana piłki nożnej.

I muszę Wam przyznać, że po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że tu jest pies pogrzebany! Najpierw czytam potem oglądam i chyba popełniam ogromny błąd, bo potem żaden film, który powstał na podstawie książki, mi się nie podoba. Książka z reguły tak rozbudza moją wyobraźnię, że ciężko ogląda mi się filmy. W zasadzie to wcale nie mogę ich oglądać. Też tak macie? Bohater, który powstał w Waszej wyobraźni diametralnie różni się od tego, który gra w adaptacji, a okrojona historia często nie przypomina akcji książki. Doprowadza mnie to do szaleństwa. Wszystko mi przeszkadza, wynajduję najdrobniejsze niepasujące szczegóły takie jak cechy charakterystyczne bohaterów czy wygląd miejsc i wszystko od razu krytykuję.

Chyba raz zdarzyło mi się obejrzeć najpierw film, a potem przeczytać książkę. Właściwie zostałam zmuszona do tego podstępem, bo nie będę ukrywać, że Zmierzch i słodkie wampiry totalnie nie są w moim stylu. Przeczytałam książki [sic! bo obiecałam przyjaciółce – nigdy jej tego nie zapomnę] już po obejrzeniu filmów i niestety – nie mogłam wyobrazić sobie swojego własnego Edwarda. Oczami wyobraźni widziałam Roberta Pattinsona i jego bladą twarz. FUJ.

Wracając do meritum. Uwielbiam literaturę skandynawską, dlatego kiedy pochłonęłam, w błyskawicznym tempie, całego Jo Nesbø zabrałam się za Camillę Läckberg. Przeczytałam wszystkie jej książki, jedna po drugiej [ale nie w kolejności] i po ich skończeniu poczułam ogromną pustkę. Patrik i Erika stali się dla mnie tak bliscy, że świat bez ich przygód wydaje się strasznie nudny. Z niecierpliwością czekam na ich kolejne perypetie, które mam nadzieję, będą jeszcze ciekawsze. Nie mniej jednak „Księżniczkę z Lodu”, „Kaznodzieję”, „Kamieniarza”, „Latarnika” i „Ofiarę Losu” przeczytałam w zasadzie jednym tchem. „Syrenka”, „Fabrykantka aniołków” i „Pogromca lwów” i zawarte w nich zawiłe historie wciągnęły mnie najbardziej. I tutaj przychodzi moment, w którym film łączy się z książką. Zupełnie przypadkiem trafiłam w telewizji na ekranizację „Niemieckiego Bękarta” czyli kolejnej książki Camilli Läckberg. I powiem Wam teraz szczerze, bez owijania w bawełnę - SŁABO. Jeśli przeczytacie książkę to nie oglądajcie filmu Morderstwa w Fjällbace: Niemiecki bękart! Nie ma sensu, film jest tak słaby, że już po 10 minutach byłam strasznie zirytowana, a mój chłopak był tak znudzony, że smacznie spał [mimo, że nie czytał książki i nie miał żadnego porównania]. Wątki są pomieszane, nie mówiąc już o tym, że większość z nich jest pominięta. Jestem osobą myślącą logicznie i doskonale zdaję sobie sprawę, że dokładne przeniesienie na ekran 470 stron książki jest niemożliwe, ale to co zrobili twórcy filmu jest wręcz straszne. Nie będę spoilerować, ale film ma się nijak do książki, wszystko jest dosłownie na opak. NIE POLECAM, straszna słabizna.

Obecnie zrobiłam odpoczynek od skandynawskich kryminałów i pochłaniam książki Karin Slaughter. Jej cykl o hrabstwie Grant jest świetny. Jestem już na ostatniej pozycji i powoli dopada mnie smutek związany z końcem sagi. A Wy jakie książki polecacie?




 ZDJĘCIA MACIEK SZABLIŃSKI


sweter | sweater | ROMWE
skarpetki | socks | UGLY
zegarek | watch | POP PILOT via TIME & MORE
paznokcie | nails | MANI MANI





9 komentarzy:

  1. Uwielbiam skandynawskie kryminały. Pamiętam, że na studiach jak zaczęłam czytać Camillę to czasami nie spałam przez pół nocy, bo chciałam dowiedzieć się jak się zakończy historia. Nie miałam jeszcze szansy przeczytać Pogromcy Lwów, czeka sobie na półce.
    Z kryminałów serdecznie polecam sagę Lizy Marklund, Ake Edwardsona czy Hakana Nessera. Tylko uważaj! Wszystkie wciągają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie. Te wciągające są najlepsze. Tak jak już napisałam wchodzę w świat książki cała sobą i utożsamiam się z bohaterami. Kiedy już skończę jest mi jakoś smutno i pusto :(

      Usuń
    2. Jak tylko to napisałaś to wzięłam się za Pogromcę Lwów i skończyłam w dwa dni. Ja też strasznie przeżywam wszystkie perypetie razem z bohaterami.
      Teraz zaczęłam trylogię Bernara Miniera i polecam z całego serca. Dawno nie czytałam tak dobrego kryminału. Akcja dzieje się we Francji więc miła odmiana po Skandynawii :D

      Usuń
  2. Henning Mankell i komisarz Wallander!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och skąd ja to znam, ja również zawsze zaczynam od książek, a potem każdy film niesamowicie mnie rozczarowuje. Chociaż co do "Zmierzchu", w czasach młodości nie powiem, byłam fanką ;)

    O książkach tej autorki słyszę już od dłuższego czasu i myślę, że poproszę Mikołaja o jedną z nich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, dobrze, że ktoś podziela moją przypadłość :)
      Zmierzch czytało mi się spoko, ale to totalnie nie moje klimaty :) A Camillę gorąco polecam, zacznij od pierwszej i wpadniesz jak śliwka w kompot :) buziaki

      Usuń
  4. Post o książkach i coś widzę słabe zainteresowanie tematem;) dorzucę więc coś od siebie: z kryminałów polecam np. Charlotte Link (zdarzają się słabsze momenty, ale ogólnie jest super) czy Katarzynę Bondę (nie ma słabszych momentów), a z nowości "W imię dziecka" Iana McEwana (tego od "Pokuty"). Pewnie polubisz też książkę Garance Doré. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam kilka książek Charlotte Link i pewnie jeszcze po nie sięgnę :) Bondy mam też kilka i czekają grzecznie na półce na swoją kolej :) No wiesz statystyczny Polak czyta jedną książkę rocznie... także tak :P Miłego wieczoru :)

      Usuń

KOKORINOO dziękuje i pozdrawia !